wtorek, 18 czerwca 2019

[517] John Galsworthy- 'Saga rodu Forsyte'ów. Posiadacz.'

***


Autor: John Galsworthy
Tytuł: Saga rodu Forsyte'ów. Posiadacz.
Seria: Saga rodu Forsyte'ów/ t. 1
Wydawnictwo: Prószyński i S- ka
Stron: 456

Czy rody o tak chwalebnym pochodzeniu jak Forsyte'owie mogą mieć jakiekolwiek problemy? Czyż nie są najbardziej pożądaną rodziną w okolicy, a znajomość z nimi nie należy do rzeczy, którymi niewielu może się pochwalić... ?
Być Forsyte'em to nie tylko blichtr, zabawa czy poobiednie spacery; to ów specyficzny zapis w DNA, jakaś tajemnicza rysa w charakterze, dzięki której łatwo wyłuskać ich spośród towarzystwa. Dążenie do powielania majątku, pokazywania światu, jak wiele mogą zdziałać dzięki pieniądzom to ich cel nadrzędny. Jest jednak coś, czego ta zacna familia kupić nie może- zaufania, miłości, przywiązania drugiej osoby.

Zawsze chętnie sięgam po lektury klasyczne; mają w sobie to swoiste piękno, jakiego trudno doszukać się we współczesnej literaturze. Nie, to nie to, że obecnie książki są jakieś gorsze, nie- chodzi raczej o to magiczne, nieuchwytne "coś". Oczywiście nie każda powieść powstała dużo, dużo wcześniej musi się podobać. A jednak... zawsze coś w sobie mają. Szczególnie lubię sięgać po sagi rodzinne, gdy autor umożliwia nam, czytelnikom, podróż w zakamarki ogromnych domostw, ale i serc mieszkańców. Gdy możemy im towarzyszyć w codzienności, a później obserwować, jak dorastają ich dzieci. I przede wszystkim jak zmienia się świat wokół nich. To jest niepowtarzalne, literackie uczucie. 

Ród Forsyte'ów zdaje się nie mieć końca; w Posiadaczu, czyli tomie rozpoczynającym serię występuje taka mnogość postaci, iż ciężko spamiętać, kto jest kim dla kogo. Plusem jest jednak fakt, że pan Galsworthy skupił się w owej części na "miłosnym kwadracie" (nazwa robocza, ciężko inaczej określić ów przedziwny... związek), czyli relacji między June, Bosinley'em, a Soamesem oraz Ireną. Reszta tej zacnej familii znajduje się jakby w tle powieści, przypatrując się wydarzeniom z bezpiecznej odległości. Czasami autor uraczy nas jakimś dialogiem między braćmi, dotyczącym głównie ich rozrastających się majątków, ale szybko widmo skandalu odsuwa je na bok, sprawiając, że z prywatnej tragedii Soamesa tworzy się dramat publiczny. Mimo że nikt nie daje po sobie niczego poznać.

Jak już wspomniałam, głównym wątkiem książki jest nieszczęśliwa miłość (tutaj drobny spoiler): Soames jest mężem Ireny, której to uczucie "kupił", ona zaś zakochana jest (z wzajemnością) w biednym architekcie Bosinley'u, narzeczonym June, jej serdecznej przyjaciółki. Ot, i cały dramat. Rozwody wówczas nie były tak popularne, a raczej "skazywały" na potępienie ze strony społeczeństwa. Nie wspominając już o tym, że Forsyte'owie za nic nie pozwoliliby na takie rozwiązanie- nikt, kto wstąpił w gościnne progi rodziny, nie ma prawa kalać nazwiska. To tak, jakby ktoś podpisał dożywotnią umowę, za zerwanie której karą jest społeczne wygnanie. 

Pan John Galsworthy starał się zarysować nam obraz rodziny, oddać uczucia, jakie panują między jej członkami. W porównaniu do innych rodów, mogą bez wyrzutów sumienia określić się mianem zamożnych, a mimo to nie są szczęśliwi. Co prawda utrzymują poprawne stosunki, ale bardzo dużo w tym zawiści- kto ma ile pieniędzy, komu jak się wiedzie. Osoby "z zewnątrz", które do rodziny weszły poprzez małżeństwo, mają odgórnie narzucone zasady: mają zachowywać się tak, aby (broń Boże!) nie zhańbić nazwiska. To dosyć typowe zachowanie jak na tamte czasy (przypominam, że akcja toczy się w 1886 r.), dlatego też nie szokuje zbyt mocno. Bardziej chyba porusza ufność osób spoza familii w to, że ktoś znajdzie w sobie na tyle odwagi, by sprzeniewierzyć się złotym zasadom Forsyte'ów...

Przyznam szczerze, że ciężko było mi przebrnąć przez tę powieść. Nim autor rozwinął swój zamysł na główny wątek (jak mniemam, są to kwestie miłosne), zdążył mnie już zdezorientować ilością bohaterów, opisem powinowactwa między bohaterami, a także sprawami biznesowymi członków rodziny. Do tej pory nie mam stuprocentowej pewności co do tego, kto jest kim dla kogo, a z imienia mogłabym wymienić zaledwie kilka postaci (choć powieść czytałam bardzo uważnie). Być może dla odmiany kolejne tomy skupią się na pozostałych Forsyte'ach, aczkolwiek wątpię, abym miała kontynuować serię. Mówiłam już, że moje serce jest otwarte dla klasyki, lecz w Posiadaczu nie odnalazłam nic, co sprawiłoby, iż będę lekturę wspominać z tęsknotą. Owszem, gdyby "wejść" w rodzinę głębiej, mogłoby być ciekawiej (chodzi mi tutaj o psychologiczne portrety członków rodziny, ich drogę do tego momentu w życiu), ale jak na razie nic mnie ku temu nie motywuje.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!



PS- Książkę znajdziecie też >>Tutaj<<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*