niedziela, 17 marca 2019

[505] Nik Pierumow- 'Blackwater. Magia i ogień'

***


Autor: Nik Pierumow
Tytuł: Magia i ogień
Seria: Blackwater/ t. 2
Wydawnictwo: Akurat
Stron: 480

Molly Blackwater wiedziała, że jej powrót do Nord Jorku nie jest najlepszym pomysłem, a mimo to wróciła. Musiała; strach o los jej bliskich zagłuszał zdrowy rozsądek. A przecież Departament tak naprawdę chciał tylko jej- nastoletniej wiedźmy. Po powrocie do domu zaledwie kilka dni udało jej się przeżyć we względnym spokoju; co prawda bez ukochanej maski nie mogła wyjść na zewnątrz, od razu zostałaby zatrzymana, ale jak ma się ta niewielka niedogodność do świadomości, że jej rodzina jest bezpieczna? Do czasu, oczywiście... bo Departament ma wszędzie swoje "oczy", gotowe donieść w każdej sekundzie. Później był tylko loch w kształcie studni, przerażone głosy bliskich i pytania, niekończące się pytania lorda Spencera o Rooskies i magię. A przecież Molly w żadnym wypadku nie zdradziłaby przyjaciół- Wsiesława oraz Wołki. Poza tym musiała myśleć o rychłej ucieczce razem z bratem, który coraz silniej pachniał... magią.

Czy w Nord Jorku znajdzie się kiedykolwiek miejsce dla nastolatki, która kryje w sobie ogromną moc? 

Dawno, dawno temu była sobie dziewczyna, która bała się sięgnąć po fantastykę. Dlaczego? Myślała, że może nie zrozumie treści, nie będzie mogła przekazać czytelnikom sensu książki i ogólnie, że będzie to jeden wielki niewypał. Później, z biegiem czasu, do jej stosu lektur co rusz dochodziły lektury z owego gatunku, w większości polskie. A teraz? Bajka kończy się tak, że autorów fantastyki szanuję za to, co tworzą. I owe światy wchłaniam jak gąbka. Ale, zaraz- muszę dodać, że kiedyś w ogóle nie sięgnęłabym po literaturę rosyjską. Wydawała mi się zbyt zagmatwana (pewnie znacie te sytuacje, kiedy bohaterów kojarzymy po imieniu, a później okazuje się, że mają jeszcze milion zdrobnień, a potem ciężko już nadążyć, kto jest kim). A rosyjska fantastyka? Wyzwanie, ho ho! Choć muszę przyznać, że w wydaniu Nika Pierumowa żadnego dyskomfortu związanego z jego rodowymi imionami nie odczułam. Pewnie dlatego, że większość postaci nosi nazwiska typowo... angielskie?

I tym razem autor mnie nie zawiódł, ba, powiedziałabym, że drugi tom Blackwater aż tętnił wydarzeniami! Molly, dziewczyna, która w swoim wieku powinna mieć znacznie inne problemy, musi zadecydować, po której stronie się opowiada. Musi wziąć na swoje barki odpowiedzialność o wiele większą, niż ktokolwiek z nas brał kiedykolwiek. Od jej kolejnego kroku zależy nie tylko jej dobro, ale i życie jej najbliższych. Już dawno nie ma w niej trzpiotowatości, charakterystycznej dla nastolatek; choć wodzi wzrokiem za swoim niedźwiedziem to wie, że walka o dobro Rooskies jest ważniejsza, niż porywy serca. Ma plan, aczkolwiek nam nie został on jeszcze zdradzony.

Wiecie, uwielbiam takie sceny, gdy jedna osoba się buntuje, wychodzi przed szereg, nie spodziewając się, że tym samym pociągnie za sobą innych; a tu nagle okazuje się, że niepozorna bohaterka ma wsparcie ogromnej liczby osób, nawet nieznajomych- tych, którzy ramię w ramię z nią chcą walczyć o własną wolność, szczęście, życie. Taką kobiecą postacią na pewno była dobrze nam znana Katniss z Igrzysk Śmierci. Ale do czego piję; jedna z końcowych scen Magii i ognia na długo zapadnie mi w pamięć; właśnie wtedy okazało się, że Molly nie walczy sama dla siebie, lecz również dla innych. Że w Nord Jorku kryją się ludzie, którzy pragną stanąć z nią w ramię w ramię. Rewolucja zaczęła się od jej własnej rodziny i przyjaciół, gdy walczyli do utraty tchu. Piękna scena, powinno być takich jak najwięcej!

Z niecierpliwością czekam na kontynuację!

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Akurat!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*