***
Autor: V. C. Andrews
Tytuł: Mroczne cienie
Seria: Audrina/ t. 2
Wydawnictwo: Prószyński i S- ka
Stron: 368
Umiera ojciec Audriny oraz Sylwii; przed odejściem wymusza na starszej
córce obietnicę, iż będzie się ona opiekować piękną, acz umysłową opóźnioną
siostrą. Z chwilą jego zgonu nad ich dom nadciągają mroczne cienie, a cały
budynek zdaje się być nimi spowity od fundamentów, aż po dach. Pragną karmić
się nieszczęściem domowników. Arden coraz bardziej upodabnia się do zmarłego
teścia, z kolei Sylwia rozpoczyna naukę malarstwa pod okiem emerytowanego
nauczyciela plastyki, pana Prince'a. Audrina, na której barkach spoczęła opieka
nad młodszą siostrą, a także prowadzenie ogromnego domu czy spełnianie
zachcianek męża jeszcze nie wie, jak poważne konsekwencje będzie niosło ze sobą
rozbudzenie seksualności Sylwii... szczególnie, że w otoczeniu sióstr wciąż
znajduje się ktoś, kto bez wyrzutów sumienia wykorzysta naiwność młodszej.
Pewnie nie pamiętacie, jak
zachwycałam się pierwszym tomem serii Audrina; specyficzni bohaterowie,
dziwne wydarzenia, sekrety wyłażące z każdego kąta i oczywiście sama tytułowa
bohaterka- dziewczyna, która przez wiele lat żyła w cieniu zmarłej, starszej
siostry. Doczekałam się tomu drugiego i... co? I odczuwam lekkie rozczarowanie.
Jak już wspomniałam, w tomie otwierającym serię czytelnik napotykał
wiele tajemnic, a głównym wątkiem były podejmowane przez Audrinę próby
odnalezienia odpowiedzi na liczne pytania dotyczące przeszłości. Cały czas coś
się działo, a strony same umykały sprzed oczu. A drugi tom... cóż, tutaj pani
Andrews poświęciła swoje pióro Sylwii i jej majaczeniom o rychłym pojawieniu
się dziecka w ich domu. Smutne jest to, że w Mojej słodkiej Audrinie potrafiła
trzymać nas w napięciu, dozować informacje tak, abyśmy za żadne skarby nie
mogli domyślić się rozwiązania. W Mrocznych cieniach najważniejszy
wątek, a zarazem główną tajemnicę można rozszyfrować prawie od razu i nie
trzeba do tego zadania podchodzić z niezwykłym skupieniem. Co więcej,
odstręczali mnie bohaterowie; niemiłosiernie irytował mnie Arden (co się stało
z tym opiekuńczym chłopcem, do jasnej Anielki?!), Audrina jawiła się trochę jak
taka gospodyni domowa, która nie posiada żadnych zamiłowań, a Sylwia... cóż,
ona z kolei powinna nam się kojarzyć z niewinnością, cechującą małe dzieci. W
końcu psychicznie była na ich poziomie. A jednak... autorka opisywała ją oraz
jej działania w taki sposób, że do teraz nie jestem pewna, ile w tym wszystkim
niezrozumienia sytuacji, a ile chęci zaspokojenia własnych potrzeb bez względu
na wszystko. Takiego... wyrachowania?
Bohaterowie (oczywiście!) za każdy mankament charakteru obwiniają dom,
tłumacząc, iż wchłania on wszelkie nieszczęścia- ba, nawet sam do nich
doprowadza. W ten sposób starają się odnaleźń wytłumaczenie dla własnych
słabości. Może coś naprawdę tkwi w tych ścianach, a może to tylko niechęć do
wzięcia się za siebie?
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*