***
Autor: Nina Reichter
Tytuł: Love Line II
Seria: Love Line/ t. 2
Wydawnictwo: Novaeres
Stron: 352
Jej życie byłoby prostsze, gdyby on nigdy się w nim nie pojawił.
Wszystko totalnie się skomplikowało; jej ukochany, Matthew Hansen, za kilka miesięcy bierze ślub ze swoją partnerką, zaś były mąż chce wrócić do Bethany. Łączy ich przecież nie tylko długoletni staż związku... do tego dochodzą kolejne kłopoty w pracy- szantażem została zmuszona do jeszcze bliższej współpracy z Hansenem, ma bowiem towarzyszyć mu podczas nagrywania kolejnych odcinków -tym razem- telewizyjnej wersji Love Line.
Bethany jednak nie ma zielonego pojęcia, w jakim potrzasku znalazł się Matthew; teraz wszystko zależy od niego- emitowanie ukochanego programu, mającego pomóc kobietom, a do tego los maleńkiej istotki, która rośnie w łonie jego partnerki. Wbrew własnym uczuciom mężczyzna chce stanąć na wysokości zadania.
Czy ta dwójka ma jeszcze jakiekolwiek szanse na szczęście...?
Wow. Dobra, wiem- przecież takie rzeczy już się w literaturze zdarzały. Ale... wow. Mówiłam coś o ładunku emocji w poprzedniej części? No to mamy ciąg dalszy.
Nawet sobie nie wyobrażam, co musiał czuć Matthew. Z jednej strony kocha Bethany, wie, że to ona jest tą "pasującą połówką pomarańczy", a z drugiej życie rzuca mu coraz to nowsze kłody pod nogi. Wszystko zależy tak naprawdę od jego związku, od tej córki magnata medialnego, która nie da mu odejść. Za żadne skarby. W końcu inni faceci ją nudzą, a tylko on ma w sobie tę iskrę, tę obojętność, która tak kręci wiele z nas...
A Bethany? Przecież nie tak łatwo patrzeć na mężczyznę, który wyznał Ci miłość, a teraz obejmuje z szerokim uśmiechem inną. Tę idealną, piękną i bogatą. Podczas gdy Ty możesz mu zaoferować jedynie własne niedoskonałości, zakochane serce i dno w portfelu. A do tego jeszcze były mąż, który nagle się ocknął i stwierdził, że ma do jej serca większe prawo niż jakiś tam facet, ledwo co poznany. Pomieszanie z poplątaniem, prawda?
Ciężko mi jest rozdzielić obydwa tomy, bowiem w obu mamy do czynienia z tymi samymi postaciami i -nie oszukujmy się- podobnymi wydarzeniami. A mimo to z zapartym tchem czytałam dalej. Nadal podtrzymuję moją opinię, iż Nina Reichter świetnie pisze; z niecierpliwością czekam na kolejne jej książki (choć znając moją sklerozę być może już coś jest wydane, a ja zwyczajnie o tym nie wiem).
Polecam, polecam, polecam! Takich emocji nie znajdziecie w wielu książkach.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novaeres!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*