niedziela, 1 lipca 2018

[453] Lucy Dillon- 'Wszystko, czego pragnę'

***


Autor: Lucy Dillon
Tytuł: Wszystko, czego pragnę
Seria: -
Wydawnictwo: Prószyński i S- ka
Stron: 424

Decyzja o rozstaniu nigdy nie jest prosta, tym bardziej, gdy w grę wchodzi dobro dzieci. Caitlin do pewnego momentu uważała Patricka za ideał mężczyzny- przystojny, poukładany, czas ma dokładnie rozplanowany. Zawsze służący wsparciem, robiący wszystko, aby rodzina miała zaspokojony byt. Z otwartymi ramionami pokochał Joela, mimo że chłopiec nie był jego biologicznym dzieckiem. Teraz jednak wcześniejsze zalety mężczyzny jawią się Cait jako wady, z którymi nie sposób żyć. Ją z kolei można określić jako osobę chaotyczną, robiącą wszystko bez konkretnego planu, roztrzepaną i przede wszystkim pragnącą oddychać pełną piersią. Ich relacja -zamiast małżeńskiej miłości- po jakimś czasie przeobraziła się w związek rodzic kontra krnąbrne dziecko. A przecież najmłodsi w rodzinie szybko wyczują, że między ich rodzicami coś nie gra...

Eva wciąż rozpacza po śmierci męża, choć minęło już dwa lata. W codzienności towarzyszą jej dwa mopsy, zdezorientowane równie mocno jak i ona. Prośbę Patricka o przyjęcie Nancy i Joela do swojego domu na czas spotkań z ojcem akceptuje, acz z pewną dozą niepewności. Ona i Mick nie mieli dzieci, choć chyba każde w głębi ducha o tym myślało...

Mimo trudnych chwil wszystko zdaje się powoli zdążać do normalności. Szybko jednak okazuje się, że małomówność Nancy nie jest spowodowana gorszym dniem, a rozgadana do tej pory dziewczynka z jakiegoś powodu nie może się odezwać...

Chyba każdy z nas lubi czasem oderwać się od thrillerów, aby popłynąć wraz z emocjonalną historią, zawartą w powieści obyczajowej. Jeśli tak, Wszystko, czego pragnę jest dla Was strzałem w dziesiątkę. 

Mamy tutaj dwa rodzaje samotności- tę małżeńską, kiedy nagle coś przestaje grać, a na barki spadają nam cienie oraz blaski dnia codziennego oraz tę związaną ze śmiercią współmałżonka. Eva nijak nie starała się wyjść do ludzi, za odpowiednich kompanów uważając swoje mopsy oraz odwiedzającą ją czas od czasu przyjaciółkę. Mając wciąż w pamięci lata spędzone z Mickiem, uważała ich małżeństwo za idealne. Pewne okoliczności zmusiły ją jednak do ponownego przeanalizowania tematu. Bardzo polubiłam siostrę Patricka, zdawała się taka... emocjonalnie poukładana, cierpiąca, acz nie plująca swoim bólem na wszystkich wokół. Co innego Caitlin...

Mam wrażenie, że matka Joela i Nancy miała generalnie wszystko daleko gdzieś. Nie pasuje jej, że Patrick próbuje jakoś zorganizować codzienność, więc po prostu strzela hasłem rozstanie. Potem zaczęła się zachowywać jak nastolatka, ignorując problem z Nancy. Lekkoduch. A na koniec jeszcze miała pretensje do innych, nie brała w ogóle na swoje barki odpowiedzialności za swoje czyny. Bo oczywiście wina nie leżała w ogóle w niej, tylko w otoczeniu. To przez nich. 

Przyznam się, że płakałam podczas czytania; od razu zaznaczę, że wzruszają mnie prawie wyłącznie momenty, w których w jakiś sposób cierpią zwierzęta (tak, tym razem też). Aczkolwiek muszę zaznaczyć, że owa lektura aż tryska od nadmiaru emocji- zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*