poniedziałek, 21 sierpnia 2017

[396] Izabella Frączyk- 'Spalone mosty'

Znacie kogoś, kto robi szablony na bloga?
***

Autor: Izabella Frączyk
Tytuł: Spalone mosty
Seria: Stajnia w Pieńkach/ t. 2
Wydawnictwo: Prószyński i S- ka
Stron: 288

Magda, nowa właścicielka stadniny w Pieńkach, dwoi się i troi, aby przywrócić miejsce swej młodości do dawnej świetności. Jednak jak wiadomo Fortuna kołem się toczy i robiąc dwa kroki do przodu, główna bohaterka chwilę później już cofa się o trzy. Na jej drodze stają coraz to nowsze osoby, przeżywa dziwniejsze historie, lecz przypominają o sobie i te, które od dawna powinny zostać zapomniane. Na każdym kroku czyha na kobietę masa problemów, ale i wiele sukcesów. Zawodowo- uczuciowych, oczywiście.

To tak jak z zabawką, która się nudzi i ląduje na śmietniku, gdy tymczasem dla jakiegoś innego dziecka byłaby najcenniejszym na świecie darem. Z ludźmi jest tak samo. To, że ktoś nas nie chce, wcale nie oznacza, że straciliśmy wartość.

Wielu z Was, Drogie Mole, zna bądź kojarzy tę polską autorkę. Swego czasu przypadła mi do gustu twórczość Pani Frączyk i choć miałyśmy kilka wzlotów, ale i upadków, wciąż cierpliwie trzymam się jej książek. Może to jakieś molowe przywiązanie, może ciekawość... w tym przypadku jest to także między innymi chęć kontynuowania serii. No i wiadome- tom pierwszy skończył się w taki sposób, że nie mogłabym ominąć kontynuacji!
Akcja tej części pędzi w tak zawrotnym tempie, że trudno utrzymać jej kroku; raz miłość jest, zaraz jej nie ma. Raz już, już widać koniec problemów, aby za chwilę ponownie dały o sobie znać w całej okazałości. Sama nie wiem- chwalić czy ganić? Niby Spalone mosty mają nieco ponad 200 stron, a dzieje się tam tyle, że autorka spokojnie mogłaby rozdzielić to na kolejne tomy i niczego by im nie brakowało. Z drugiej strony, prawdopodobnie właśnie przez tę mknącą raźno akcję książkę czyta się tak szybko. 

Przyjemna lektura, ale... trochę mi żal. Pierwszy tom zakończył się odnalezieniem ukrytych przed laty ciał. No i właśnie, ów wątek gdzieś zaginął, ukryty pod problemami dnia codziennego. Cóż, oczywiście, dowiadujemy się, kto (i prawie!) i dlaczego zabił, ale... wątek został pominięty, a przecież mógł zostać tak pięknie rozwinięty! 

Jeżeli ktoś czytał Koncert cudzych życzeń, czyli część pierwszą, ten być może pamięta niezwykle irytującą teściową Magdy, Leontynę. Powiem Wam, że zaledwie parę linijek wystarczyło, abym szybko przypomniała sobie, jak ta kobieta okropnie mnie denerwowała swoim zachowaniem. Ech, chrońcie nas przed takimi babami!

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*