***
Autor : Maria Ulatowska
Tytuł : Ostatni list
Seria : -
Wydawnictwo : Prószyński i S- ka
Stron : 344
Każdy z nas zna takie kobiety; mijają nas w drodze do sklepu, przyciągając spojrzenia- zazdrosne kobiet, zauroczone mężczyzn. Figura, burza włosów, może przepiękne oczy. Coś charakterystycznego. Widząc je, najczęściej myślimy: ta to musi mieć szczęśliwe życie...
Ale czy pozory nas nie mylą?
Majka jest kobietą, która notorycznie się zakochuje. Ze znalezieniem partnera, kochanka czy przyjaciela nie ma problemu. Niestety, kobieta często wplątuje się w układy, które ostatecznie... cóż, bardziej ją ranią. Mimo tego nadal próbuje, jednak czy to naprawdę pogoń za prawdziwym uczuciem, czy tylko gra pozorów?
Z twórczością pani Ulatowskiej spotkałam się lata temu i z tego co pamiętam, nie przebiegło zbyt pozytywnie. Byłam ciekawa, czy autorka, zajmując się taką tematyką (niby miłość, ale jakby nie- miłość) przyciągnie do siebie mnie jako czytelnika. Tym razem się udało!
Majka, bohaterka nieustannie mająca przy sobie jakiegoś mężczyznę. Taka, która nigdy nie narzeka na brak zainteresowania, a przy pomocy kilku damskich sztuczek potrafiąca zdobyć to (i tego!) co pragnie. Jak to jednak mówi pewne polskie przysłowie trafiła kosa na kamień i... w jej życiu, dość nieoczekiwanie pojawia się Zbyszek. Facet, dla którego ta kokietka jest w stanie zrobić wszystko- nauczyć się gotować, ustabilizować sytuację sercową, oddać tylko jemu. Tyle, że... Zbyszek również ma na koncie niejedną miłostkę, która przypomina o sobie zazwyczaj w nieodpowiednim momencie. Czy tacy ludzie mogą stworzyć szczęśliwy związek, bez zdrad i kłamstw?
Być może to historia jakich wiele, gdzie temat zdrady przewija się w życiorysie niemal każdej postaci, stworzonej przez autorkę. Ale, przyznam Wam szczerze, jeszcze żadna główna bohaterka tak mnie nie irytowała, jak właśnie Majka. Kiedyś ktoś powiedział, że nie można kochać dwóch osób jednocześnie- gdyby darzyło się prawdziwym uczuciem partnera, to nie pokochałoby się drugiej osoby. I ja pod tym podpisuję się rękami i nogami. Dla mnie po prostu niemożliwością jest, aby mówić o ogromnym uczuciu, a następnie pakować się do łóżka kogoś innego. Bez wyrzutów sumienia, bez odrobiny wstydu. Nic. Null. Zero.
Ta pozycja wzbudziła we mnie wiele emocji- pozytywnych względem ogółu historii, negatywnych odnośnie Majki. Zresztą Zbyszek też nie był bez winy. Oboje -moim skromnym zdaniem- zachowywali się jak para dzieciaków, zajmująca się obrażaniem na siebie i zemstą, a nie łączącym ich uczuciem. Dziwne? Ano, dziwne. I zakładam, że nie tylko ja tak uważam.
Zastanawiacie się zapewne, dlaczego też irytowała mnie Majka? Może jej zazdroszczę uroku lub powodzenia wśród płci brzydkiej? Nie, moi Drodzy, to nie tak. Ja po prostu... szczerze nienawidzę osób, które pakują się w związki dla swojego chwilowego "widzimisię". Wiem, wiem- druga strona też nie jest bez winy. Ale podrywać, kokietować i nęcić? Tak po prostu? Bo taki kaprys? Wybaczcie, w głowie mi się to nie mieści. I pisząc do Was teraz, choć książkę czytałam już jakiś czas temu, nadal "parują" ze mnie emocje. Tak silne, że gdybym Majkę dorwała, to za tę jej filozofię życiową wytargałabym za kudły. Nie przesadzam.
Ona zwyczajnie nie patrzy na to, że ktoś przez jej głupie zachowanie cierpi. Że są łzy, złamane serca, rozwalony fundament pod porządny, zdrowy związek. Po co się tym przejmować? Przecież kobiety jej nie lubią, to ona im odpłaci pięknym za nadobne! Pięknie Majka, pięknie! Tylko pogratulować. Niby nieustannie zakochana romantyczka, a jednak zwykła egoistka.
Kochasz? Nie zdradzaj. Chyba prosta filozofia życiowa, czyż nie? Dlaczego więc, gdy znalazła tę swoją "miłość na całe życie", nawet jego potrafiła zdradzić i to nie raz czy dwa? Pogoń za szaleństwem uciekającej młodości? Ciężko, naprawdę ciężko mi ją zrozumieć.
Co ciekawe, mimo licznych zasad i tego, że wie, iż Zbyszek to nie jest idealny partner, na którego wsparcie może liczyć w nawet najbłahszej sytuacji, ona ciągle przy nim trwa. Prawdziwa miłość, a może tylko wygoda i przyzwyczajenie? Cóż, z całej ich zakręconej historii wynikałoby, że to jednak jej druga połówka, ale... ten dylemat towarzyszył mi do ostatniej strony.
Życie Majki w skrócie to przeskok z jednego łóżka do drugiego. Z jednych męskich ramion do drugich. Szukanie okazji, odpowiedniego miejsca i znalezienie paru chwil, by ponownie zatracić się w tej... ekstazie? Sporadycznie w jej życiu pojawiały się jakieś przyjaciółki, którym (o dziwo!) mężczyzn nie odbijała.
Pałam do niej ognistą niechęcią, o ile takowe wyrażenie w ogóle jest do zaakceptowania. Jeszcze żadna powieść obyczajowa o takiej tematyce na tak długo nie utkwiła mi w głowie, wzbudzając nieustanne refleksje. Cóż, pani Ulatowskiej znakomicie udała się ta historia! Nie potrafię Majce współczuć (może po prostu jestem jedną z tych wrednych bab, które zwyczajnie zazdroszczą). Sama kierowała swoim życiem, nikt do niczego jej nie zmuszał. Więc za co tu litować się nad jej złamanym sercem? Jedyne, czego mogę jej współczuć, to głupota.
Może za emocjonalnie, może zbyt "ogniście", ale czułam wewnętrzną potrzebę przekazania Wam wszystkich emocji po lekturze Ostatniego listu. Zgadzacie się ze mną? A może potraficie ubolewać nad takimi osobami?
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*