Gdzieś tam, powoli, wygrzebuję się z zaległości. W każdym tego słowa znaczeniu ;)
***
Autor : Dagmara Andryka
Tytuł : Tysiąc
Seria : -
Wydawnictwo : Prószyński i S- ka
Stron : 464
To miał być kolejny reportaż, kolejny schodek do utrzymania dziennikarskiego stołka. Marta Witecka wsiadła w samochód, chcąc dostać się do wskazanej przez naczelnego miejscowości. Ale Los spłatał jej figla, psując maszynę w małej mieścinie, dawniej zwanej Mille, obecnie przerobionej na Miłe. Jednak wbrew sympatycznemu mianu miejscowi nie są zachwyceni obecnością Obcej- każdy kolejny dzień przybliżał ich do tragedii.
Czy to możliwe, by klątwa sprzed kilkudziesięciu lat naprawdę istniała... ?
Zanim przekopałam się przez kupkę książek do przeczytania i natrafiłam na Tysiąc, większość z Was, kochani, już miało tę pozycję za sobą. Przyznam, że na widok tylu pozytywnych recenzji aż zacierałam ręce z uciechy. Perełka! Na pewno! A jak to było w realnym świecie...?
Żebyście się nie martwili, od razu napiszę- podobało mi się. Uważam, że to bardzo udany debiut, do końca trzymający w niepewności.
Czy mamy jakiekolwiek prawo sądzić, że kogoś znamy naprawdę?
Na wzmiankę o klątwie, rzuconej na Mille w XIX wieku przez kobietę, którą ludność uznała za czarownicę (zakładam, że większość wie, w jaki sposób to wówczas sprawdzano) zastrzygłam uszami. Możecie mi zarzucić, że wiele rzeczy mnie interesuje, ale... do tej grupki należą również wszelkie zabobony, gusła, dziady (nazwijcie to, jak chcecie) i przede wszystkim tzw. procesy czarownic. Ciekawe, czy w mojej miejscowości uznano kiedyś jakąś kobietę za kochankę Szatana... ?
Ale do rzeczy. Marta Witecka trafia gdzie trafia i musi jakoś radzić sobie z niechęcią ludzi. Ciężko, gdy auto rozklekotało się na środku miasteczka, a Ty musisz tułać się po izolatkach w poszukiwaniu noclegu. Główna bohaterka należy jednak do twardych babek i -jakby na złość otoczeniu- postanawia dłużej zagrzać miejsce w Mille, opisując dziwną społeczność i prowadząc prywatne śledztwo odnośnie tego, co tak naprawdę dzieje się w miejscowości. Pani Andryka bardzo wyraziście i dokładnie pokazała, jak w sytuacji zagrożenia małe społeczności są w stanie się zespolić, połączyć przeciwko wrogom. W końcu chodzi tu o życie jednego ze swoich...
W połowie lektury, idąc o krok za Witecką zastanawiałam się, czy w grę naprawdę wchodzi klątwa, czy może w szeregu zwykłych, niewyróżniających się obywateli kryje się morderca? Cóż, jaka jest prawda- nie mogę Wam zdradzić.
Jak już wspomniałam, bohaterka prowadzi prywatne śledztwo na użytek tworzącego się powoli reportażu o tej zamkniętej społeczności. Okazuje się, iż wystarczy głębiej kopać, by na światło dzienne wyszły nowe okoliczności, poszlaki. Każdy ma jakiś sekret i -jak to mówią- po nitce do kłębka. Może gdyby ktoś wcześniej zajął się splątanymi nićmi tajemnic, to do wielu tragedii by nie doszło. Czasami miałam wrażenie, że Marta wrosła w Mille i zwyczajnie porzuci myśl o dalszym drążeniu, naprawdę. Zostałam jednak zaskoczona, zdecydowanie na plus!
Mam mieszane uczucia względem zakończenia. Z jednej strony odkrycie tajemnic miasta nie było tak spektakularne, jak zakładałam po wstępie, ale z drugiej... historia, dzięki której cofnęliśmy się do początków klątwy niesamowicie mnie przyciągnęła. Podkreśliła, jak niesprawiedliwy bywał i nadal bywa los.
Podsumowując- kto jeszcze (tak jak ja) ociąga się z przeczytaniem Tysiąca, tego zachęcam do zmiany stanowiska. Warto, naprawdę!
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*