Jak tam, studenci? ;)
***
Autor : Stanisław Krzysztof Mokwa
Tytuł : Rainbow- Hued Girl. Tęczowa dziewczyna.
Seria : -
Wydawnictwo : Novaeres
Stron : 377
Ava jest nie tylko niezwykle piękną kobietą, ale również rozchwytywaną, amerykańską aktorką. Aby odpocząć od zgiełku, towarzyszącego codzienności gwiazd show- biznesu, postanawia wybrać się na wypoczynek do małego miasteczka Somoethville. Kobieta nie spodziewa się, jak te krótkie wczasy zmienią jej dotychczasowe życie...
A owe 'zmiany' noszą imię Kristof i pochodzą z Węgier.
Nie jestem miłosną sadystką, nie cieszą mnie sercowe cierpienia innych- nawet, jeśli chodzi wyłącznie o papierowych bohaterów. Ale gdy przeczytałam opis tej książki o trudach zakochanych, mieszkających w tak odległych zakątkach, skusiłam się. Pokarało mnie, oj pokarało.
Drugim powodem, dla którego wybrałam Tęczową dziewczynę był... autor. Nie, nie znam pana Mokwy, nie czytałam innych jego utworów (o ile jakieś istnieją, nie sprawdzałam), ale cóż, rzadko zdarza się, by mężczyzna tworzył pod szyldem literatury kobiecej. Tak oto w moje ręce trafiła ta pozycja, a ja pełna entuzjazmu, zabrałam się za czytanie. I po około pięćdziesięciu stronach miałam już dość...
Nie chodzi o styl autora, broń Boże; nawet jestem skłonna przyznać, że wielu innych mogłoby się od pana Mokwy uczyć. To sama historia jest niezwykle męcząca. Dlaczego? Wszystko jest takie... przewidywalne. Główne postacie to oczywiście piękne "osobniki", wpadają na siebie przypadkiem i od razu pałają do siebie gorącym uczuciem. Mijają dwa dni, a oni wyznają sobie miłość. Słowa "Kocham Cię" padają tam tak często, że aż -mówiąc kolokwialnie- "rzygałam tęczą". Serio. Prosta, słodka historyjka o "prawdziwej" miłości i "realnych" problemach (odległość między zakochanymi), tyle, że bohaterami są dorośli ludzie, nie młodzież. I tu moje pytanie- jak uważacie, czy po dwóch dniach można już z całą pewnością głosić światu, że kocha się tę drugą osobę? Bo dla mnie to abstrakcja. Wiem, to literatura, a oni nie istnieją, ale... i tak przy lekturze zalewała mnie krew.
Zapisując wrażenia z lektury w zeszycie byłam niezwykle czepliwa, skupiając się nawet na pojedynczych słowach. Jedynym usprawiedliwieniem mojej osoby jest to, że nienawidzę, gdy ktoś stosuje zdrobnienia typu "nosek", "brzuszek", etc. odnośnie dorosłej i (ponoć) dojrzałej kobiety. Nie mogę tego znieść i tyle w temacie.
Wiecie, naprawdę rzadko sięgam po wszelkie romanse, erotyki, ogólnie książki, gdzie główny temat stanowi miłość. Co oczywiście nie znaczy, że z góry takowe pozycje krytykuję, jeśli już trafią na moją półkę. Nie. Kto czyta czasem mój blog wie, że staram się oddać danemu utworowi sprawiedliwość. To, czego zabrakło w Tęczowej dziewczynie to skrzętnie budowane przez autora zjawisko, zwane przeze mnie miłosnym napięciem. On nie wie, co ona o nim sądzi, nie wiadomo, czy będą razem, bla bla. Tutaj dostajemy bardzo uproszczone love story, gdzie każda strona krzyczy o prawdziwym uczuciu.
Niestety, Tęczowa dziewczyna mnie nie uwiodła- zostawiam ją Kristofowi. Jedynie mnie totalnie wynudziła. Ale jeśli jest na sali ktoś odważny, to polecam! ;)
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novaeres!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*