***
Autor : Janusz Nagiecki
Tytuł : Mistrz
Seria : -
Wydawnictwo : Novaeres
Stron : 200
Lata szkolne, może już liceum, studia- zdarzało się, że wśród licznego grona profesorów odnajdywaliśmy tę jedną, szczególną dla nas osobę. Naszego Mistrza. Tego, po którego śladach zapragnęliśmy podążać, czerpiąc z niekończącego się źródła wiedzy. Krótko mówiąc, zdarzali się w życiu profesorowie, których mogliśmy określić jako ulubionych.
Janek również odnalazł swojego Mistrza- ba, ów mężczyzna uratował go przed klęską. Od tej pory obaj nieustannie ćwiczą role do pracy dyplomowej studenta szkoły teatralnej, a nie jest to łatwe zajęcie. Janek bowiem ma wcielić się w postać Raskolnikowa, nadać mu nowy kształt i przede wszystkim... ożywić.
Jak daleko posunie się Mistrz, aby obudzić w swym studencie prawdziwego aktora?
W tej książce, a konkretniej w opisie zainteresowała mnie wzmianka o Rodionie Raskolnikow, bohaterze Zbrodni i kary Dostojewskiego. Byłam ciekawa, jak stworzony przez pana Nagieckiego Janek poradzi sobie z tak wymagającą rolą, jak bardzo wchłonie w siebie -bądź co bądź- opętanego mordercę. I jak?
Mistrz. Ktoś, kto zostaje tak nazwany zdaje się być wieczny, nieśmiertelny i trwały. A nawet, jeśli zdecyduje się (bo to nie Śmierć ma go zabrać, o nie) zejść ze sceny, na wieki zapisze się w pamięci potomnych. Jankowy Mistrz, powalony chorobą, odszedł z ziemskiego padołu o wiele wcześniej, zostawiając po sobie potomka, choć nie krew z krwi- Janka. Gorzkie są jednak wspomnienia, kwaśne słowa, które padają z ust byłego studenta nad grobem dawnego przewodnika. I skomplikowana, doprawdy dziwna była więź, która łączyła tę dwójkę.
Monolog Janka nad grobem Mistrza pozwala nam poznać powody, dla których (mimo odniesienia sukcesu aktorskiego) młodszy mężczyzna ma żal do zmarłego. Cena sukcesu okazuje się być ogromna, z czego bohater Mistrza chyba nie do końca zdawał sobie sprawę. Na początku były próby z bardzo wymagającym dziekanem. Było bicie w twarz i kopanie, by odegnać sztywność kości. Co dziwne, z każdą kolejną obelgą Janek coraz bardziej przywiązywał się do swojego mentora, aż to uczucie zaczęło przypominać... obsesję. A i sama sztuka nie należała do najłatwiejszych- nie każdy potrafi odpowiednio wczuć się w Raskolnikowa, wyrażać go każdym gestem.
To tylko dwieście stron, ale jak się okazało, tyle wystarczyło. Mogłam swobodnie przyglądać się rosnącej obsesji, a później- przezierającej przezeń nienawiści. Skomplikowane relacje między Jankiem a Mistrzem zasługiwały na chwilę zastanowienia, rozwikłania ich. Czy mentor niszczył studentowi życie dla zabawy, czy prawdziwe aktorstwo wymaga aż tak wielu poświęceń? Może najlepiej zagrać cierpienie, gdy sami je odczuwamy... ? Nie wiem. Nigdy nie pasjonowałam się aktorstwem i nie sądzę, bym kiedykolwiek miała się nadawać do tego zawodu. Aczkolwiek pan Nagiecki tak dobrze podkreślił trudy owego fachu, że przestałam na aktorstwo patrzeć przez pryzmat serialowej nudy.
Ciekawy wybór, odegrać Rodiona i Porfirego- ofiarę i kata, a może i na odwrót? Przyznam szczerze, spodziewałam się, że Janek wchłonie w siebie więcej z Raskolnikowa i ostatecznie wybuchnie, broniąc to, co jeszcze mu pozostało. Miłość, kobieta, Dorota. Ale nie, jedyne, czym grana przez niego postać go naznaczyła, to powoli wybudzająca się nienawiść. Szkoda, że były student dopiero dziesięć lat później (i to nad grobem!) jest w stanie pozbyć się całego jadu.
Mistrz to nie do końca łatwa lektura, ale na pewno ciekawa.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novaeres!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*