14 dni do wakacji <3
***
Autor : M. A. Trzeciak
Tytuł : Inframundo
Seria : -
Wydawnictwo : Novaeres
Stron : 197
Greta
odkąd pamięta związana jest z przepięknym Inframundo- kinem, które kocha ponad
wszystko i wszystkich. Kobieta jest mocniej przywiązana do wyniosłej budowli
niż do własnego mężczyzny. Bohaterka uwielbia spędzać czas przed ogromnym
ekranem, oglądając ulubione, stare filmy wciąż i wciąż, aż do znudzenia;
ponadto często ucina sobie krótkie pogawędki z bohaterami występującymi na
ekranie. Fortuna kołem się toczy i gdy umiera właścicielka, a zarazem
przyjaciółka wszystkich pracowników- Jowita, Inframundo ląduje w spadku właśnie
w ich rękach. Jednak czy kino, zatrzymane w czasie jest zdolne do
przyciągnięcia ludzi na poziomie ? I jaką rolę ma odgrywać ptak, będący teraz
jak i w przeszłości częścią Inframundo ?
Gustowna
okładka, przedstawiająca wnętrze kina, mówi nam jedynie o przedmiocie
opowieści, konkretniej o Inframundo właśnie. Nic w tym niezmiennym obrazie nie
wskazuje czytelnikowi, jaka historia czeka go w środku- coś wzruszającego,
zabawnego, a może wręcz przeciwnie- oklepanego i nudnego ? Sprawdźcie sami ;)
Greta
ma kompletną obsesję na punkcie kina, najchętniej zamieszkałaby w nim i tak
właśnie robi, gdy tylko dowiaduje się o niecodziennym spadku. Nikt nie wierzy w
jej zapewnienia o zauważeniu Tajemniczego Usypiacza za plecami Jowity,
składając wszystko na karb zmęczenia. Sama bohaterka coraz mocniej zakochuje
się w Inframundo, uciekając się do każdego sposobu, byle tylko kino nie upadło.
Książka
bardzo wciągająca; niecałe 200 stron pochłania się niemal na raz, choć początki
nie były lekkie. Autorka świetnie wykreowała bohaterów, Greta jest w stu
procentach marzycielką, żyjącą w kompletnym oderwaniu od ziemskich spraw, aż
momentami miało się ochotę nią potrząsnąć i spytać, czego ona właściwie chce od
życia ? Kobieta ma 30 lat, a zachowywała się chwilami jak pięcioletnia
dziewczynka. Zamiast dbać o Małe Stworzonko, szczęśliwie rosnące pod jej
sercem, to ona żyła byle jak, jadła byle jak, wszystko było jej obojętne oprócz
nocnych sesji z nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Z trudem akceptowałam jej
zachowanie, bo uważam, że gdy w grę wchodzi dziecko, trzeba przestać już być
egoistą, a dbać o potomka. Ogólnie jak już wspomniałam historia bardzo
intrygująca, wydawałoby się, że Inframundo to kino jak każde inne- no,
oczywiście bardziej gustowne i przeznaczone zdecydowanie dla wybranej
publiczności. Szlag mnie trafiał, kiedy niektórzy z nowych "klientów"
nie potrafili poszanować czyjejś pracy, niszcząc to, co dla innych jest bardzo
ważne. Akcja toczy się bardzo szybko, w pewnym momencie bohaterowie starych
filmów nie żyją już wyłącznie w głowie Grety, ale wchodzą na plan wydarzeń,
biorąc w nich udział- i tu kolejne moje gromy spadają na Gretę, która posłuszna jak dziecko oddawała się swemu ulubionemu bohaterowi. Pod koniec akcja po prostu pędzi, czytelnik czuje tak
ogromną ciekawość, co dalej, że aż niemożliwym jest oderwanie się od zapisanych
stron. Do tego dochodzi tajemnica starych zdjęć... Aż wszystko wreszcie kończy
się happy endem i dla kina i dla ludzi zakochanych w Inframundo. Ale tym razem ten happy end nie jest jednym z tych, które są totalnie przesadzone i przede wszystkim przesłodzone- to raczej zakończenie, które niesie nadzieję i wytchnienie dla skołatanych od tajemnic damskich i męskich serc.
Reasumując,
książka zasługuje na polecenie; nie ma konkretnej grupy ludzi, którym może się
spodobać- uważam, że każdy powinien rozpocząć swą przygodę z
"Inframundo" i nikt nie będzie żałował tych kilku godzin lub dni.
Za książkę serdecznie dziękuję Pani M. A. Trzeciak :)
Słyszałam o tej autorce. Muszę poszukać jej książek w bibliotece
OdpowiedzUsuńJakie 14 dni? :O Jak Ty to policzyłaś?
OdpowiedzUsuńPS książka nie dla mnie ;)
Pinko zapewne liczy do końca sesji czy coś :)
OdpowiedzUsuńA książka... Nie wiem, nie wiem.
okładka taka sobie, ale ukryta pod nią historią zapowiada się całkiem obiecująco.
OdpowiedzUsuń