Mam malinowstręt :D
***
Autor : Nick Hornby
Tytuł : Był sobie chłopiec
Seria : -
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Stron : 242
Marcus nie jest taki jak wszyscy chłopcy w jego wieku- ubiera się inaczej, słucha innej muzyki, a jego matka to zagorzała wegetarianka i hipiska w jednym. Dzień, który został nazwany przez chłopca Dniem Zdechłej Kaczki po incydencie w parku był momentem przełomowym w życiu jego rodziny; Fiona, chcąc popełnić samobójstwo niespodziewanie ściągnęła na siebie uwagę ludzi, między innymi Willa, 36-cio letniego kawalera, żyjącego za pieniądze z dość znanej piosenki reklamowej utworzonej przez jego ojca. Niespodziewanie Will zaczyna martwić się nie tylko o siebie ...
Front nie jest ani fantastyczny, ani brzydki. Przedstawia oczywiście dwójkę głównych bohaterów, a raczej aktorów wcielających się w postać Marcusa i Willa.
Z perspektywy przeciętnego czytelnika, który ma normalny dom, rodzinę i przyjaciół książka jest czymś ukazującym prawdę z drugiej strony lustra- egzystencję chłopca, żyjącego zgodnie z narzuconymi mu przez matkę zasadami. Bo w sumie co dwunastolatek może wiedzieć o prawdziwym życiu ? Marcus jest jednak jednym z najbardziej dojrzałych dzieciaków literackich, jakie przyszło mi "poznać". Wie, że z Fioną dzieje się coś niedobrego, gdy tylko wieczorny szloch kobiety zmienia się w wybuchanie płaczem przy śniadaniu i obiedzie. Wie, ale co może poradzić ? Ojciec mieszka z nową dziewczyną w innym mieście, a sam nastolatek nie ma przyjaciół, uważany za pośmiewisko z powodu dziwnego wyglądu i podśpiewywania. Do czasu, aż na jego drodze nie staje Will, próbujący znaleźć partnerkę w klubie samotnych rodziców, choć sam potomstwa nie ma. Dla niektórych ta przyjaźń mogła wyglądać nieco dziwacznie, ale to właśnie Will pomógł Marcusowi w lekkiej zmianie- był jego oparciem, choć może sam nie był tego do końca świadom.
Po pierwszej stronie zorientowałam się, że oglądałam ekranizację. Nie pamiętam jej zbyt dobrze, niestety- może kiedyś będzie dane mi odświeżyć pamięć.
Czy polecam ? Sama nie wiem.
- Jedni będą, inni nie. Ale, widzisz, wcześniej nie wiedziałem, że ktoś jeszcze może w tym pomóc, a może. Trzeba tylko poszukać ludzi. Wiesz, to tak jak piramida w cyrku.
- Jaka piramida ?
- Jedni stoją na drugich i tak naprawdę to nieważne, kto tam stoi, żeby tylko byli, a ty nie pozwalasz nikomu odejść, zanim nie znajdziesz kogoś innego.
Nie wiem nie ciągnie mnie do niej jakoś szczególnie ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi nawet ciekawie, ale póki co, się wstrzymam. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli tylko się na nią natknę w bibliotece, to z chęcią wypożyczę i przeczytam:)
OdpowiedzUsuńNie sięgnę, ale to chyba jasne. Nie mój typ ;)
OdpowiedzUsuńJak można mieć MALINOWSTRĘT? :OOOO Idź Ty grzesznico! ;p
I tak i nie, dlatego raczej sobie odpuszczę tą książkę. Chyba, że natknę się na nią w miejscowej bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńPS. Malinowstręt ?! Kobieto, one są przecież pyszne ;P
Nie w moim typie ta lekturka.
OdpowiedzUsuńJa też nienawidzę malin! :)
Po Twojej recenzji na pewno muszę przeczytać. Nie było czasami ekranizacji tej książki?
OdpowiedzUsuńA ja bym chętnie pojadła malin :)
OdpowiedzUsuńNatomiast tej książki już nie.
skuszę się chyba :)
OdpowiedzUsuńNie czytam takich książek, ale film chętnie obejrzę :)
OdpowiedzUsuńMieszane uczucia mam. Po przeczytaniu recenzji właściwie nie wiem czy warto, czy lepiej sobie odpuścić...
OdpowiedzUsuńznana historia, ale przeczytam. może nie teraz bo mam przed soba mały stosik, ale myślę, że w październiku po nią sięgnę. Na jesienną melancholię coś takiego lekkiego będzie w sam raz :) przy okazji serdecznie zapraszam na nową notkę :)
OdpowiedzUsuńatramentoweserce-inkheart
Raczej nie moje klimaty. :)
OdpowiedzUsuń