sobota, 22 maja 2021

[672] Tomasz Betcher- 'Szeptun'

 ***


Autor: Tomasz Betcher
Tytuł: Szeptun
Seria: -
Wydawnictwo: W. A. B.
Stron: 352

Julia nie żyje, tylko egzystuje; jej mąż pracuje w Norwegii i od dłuższego czasu nie pojawia się w Polsce, zupełnie nie interesując się dwójką ich dzieci- Marysią i Kubą. Kobieta została sama ze wszystkimi problemami. Szczególnie martwi ją Marysia, która ze spokojnej, kochającej książki nastolatki nagle zmieniła się w słuchającą mocnego brzmienia wampirzycę, warczącą na wszystkich wokół. Jej matka wie, że coś strasznego musiało się wydarzyć na wyjeździe, na który córka wyruszyła w tajemnicy przed nią ze swoim chłopakiem i znajomymi. Nastolatka jednak nie chce o tym mówić.

Rodzice Julii widzą, że córka powoli opada z sił; postanawiają więc zafundować jej wyjazd w Beskidy, gdzie urzęduje szeptun- miejscowy uzdrawiacz. Starsi państwo sądzą, iż ta wycieczka to doskonała opcja dla całej trójki. 

Na miejscu jednak okazuje się, że nic nie jest tak pięknie, jak wyobrażała to sobie nauczycielka. W okolicy wszystkie noclegi są pozajmowane, dom szeptuna to tak naprawdę rozpadająca się chatynka gdzieś pośrodku niczego, a sam znachor... cóż, nie ma najlepszej renomy wśród miejscowych. 

I zapewne Julia spakowałaby w trybie ekspresowym dzieciaki z powrotem do samochodu, gdyby nie grom z jasnego nieba. I to nie na widok przystojnego Waldemara, czyli -jak się okazało- szeptuna, do którego skierowali ją rodzice, tylko prawdziwego pioruna, który za cel obrał sobie jej auto. W takim wypadku kobieta musi zakwaterować się na kilka dni w domostwie Waldemara, dopóki pojazd nie będzie znów nadawał się do jazdy. To, co początkowo wydawało się problemem, nagle jednak okazuje się błogosławieństwem...

Ciekawy opis, sielskie krajobrazy i miłość w tle- większość z nas, czytelniczek, byłaby zaintrygowana. Co prawda powieści z miłością jako motyw główny nie należą do moich ulubieńców, ale czas od czasu daję się skusić. Na rzecz Szeptuna przemawiał również fakt, iż rzecz dzieje się w Beskidach (liczyłam więc na przepiękne opisy krajobrazów), a sam Waldemar jako tytułowy szeptun mógł nauczyć nas czegoś nowego o świecie wokół nas, jak to człowiek na co dzień obcujący z naturą. Jakie okazały się jednak realia?

Rzeczywistość jest taka, że czytałam tę powieść o wiele za długo. Miałam cichą nadzieję, iż autor nie skupi całej swojej uwagi na opisywaniu ze szczegółami rodzącej się relacji między Julią a Waldemarem, lecz uraczy nas czymś więcej. Niestety (albo stety, jak kto woli) miłość gra tutaj pierwsze skrzypce. I może nie miałabym z tym żadnego problemu, bo i ja lubię czasem zanurzyć się w miłosną historię, gdyby to wszystko nie było tak... schematyczne. Początkowa niechęć, która po jakimś czasie przeradza się w czyste, silne uczucie. Oczywiście oboje mają jakieś tam swoje traumy, tajemnice, przykre wspomnienia, co powstrzymuje ich przed nawiązywaniem nowej, pełnej relacji. Brakowało mi tej tajemnicy- chciałabym poczuć nutkę niepewności względem nich, takie proste "będą razem czy nie?". Żeby to wszystko nie było takie przewidywalne. Niestety, ten punkt mnie zawiódł. Ale przecież nie na tym kończyła się historia.

Jeżeli nie wątkiem miłosnym, to którymś z pozostałych można porwać serca czytelników. Wspominałam na początku o nastoletniej Marysi, która pod mrocznym wyglądem kryje złamane serce i skrzywdzonego ducha. No właśnie. Wydawałoby się, że czytelnik poznając prawdę o wydarzeniach sprzed dłuższego czasu doświadczy totalnego zalewu emocji- współczucia, troski, czegokolwiek. A tu nic. Autor ciekawie zaczął, aczkolwiek brakuje w jego słowach emocjonalności, którą przeniósłby na odbiorcę historii. Z tego powodu nawet tak przykre doświadczenia odbiera się w sposób bardzo... nieczuły. Miałam wrażenie, że wątek związany z Marysią został wciśnięty na siłę, by dodać książce emocjonalności właśnie. Niestety, w procesie jego pisania coś jednak musiało pójść nie tak, bo ów fragment czyta się tak samo, jak gdyby inny bohater opowiadał o tym, co zjadł na obiad. 

Szeptun Waldemar jest pół- Cyganem, a w dniu jego narodzin wioskę nawiedziła tak duża powódź, że nikt z najstarszych mieszkańców nie przeżył do tej pory podobnej. Stąd też uznano, że noworodek został przeklęty i ktokolwiek nawiąże z nim jakąkolwiek relację, również zostanie obłożony tajemniczą klątwą. Zresztą nie oszukujmy się, ludzie i tak nie przepadali za Cyganami, a powódź była tylko dobrym pretekstem, by w późniejszych latach odwracać się do Waldemara plecami. To taki rasizm, tylko ukryty pod wiarą w zabobony. Dlatego też główny bohater mieszka sam na uboczu, a miejscowi przypominają sobie o nim tylko wówczas, gdy potrzebują naturalnych lekarstw na różnorodne dolegliwości.  Ten wątek spośród wszystkich przypadł mi do gustu najbardziej, ponieważ został dobrze opisany, a przy tym samotność Waldemara zdaje się o wiele realniejsza. Chwilami było mi go naprawdę szkoda.

Szeptun nie powali Was na kolana oryginalnością. Nie wybroni się fantastycznym stylem pisarskim autora, który ubarwi historię. Nie usiądziecie na emocjonalnym rollercoasterze. W gruncie rzeczy to dobra lektura dla tych, którzy od książki wymagają tylko lekkiej opowieści, niewymagającej myślenia. Ot, takie oderwanie od dnia codziennego. Ja osobiście czuję rozczarowanie.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu W. A. B.!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*