***
Autor : Elisabeth Herrmann
Tytuł : Wioska morderców
Seria : Sanela Beara/ t. 1
Wydawnictwo : Prószyński i S- ka
Stron : 548
Wycie psów przynosi ze sobą krzywdę niewinnych.
Ktoś dokonuje makabrycznego odkrycia w ogrodzie zoologicznym- w zagrodzie dla pekari znajdują się ludzkie szczątki, częściowo zjedzone przez zwierzęta. I choć początkowo nie wiadomo, czy zmarły wpadł do zagrody przez własną nieuwagę, czy też było to działanie osób trzecich, to wkrótce odnajduje się pierwsza (i jedyna) podejrzana- pracująca w ogrodzie Charlotte Rubin, odpowiedzialna za hodowanie zwierząt przeznaczonych na karmę dla pozostałych gatunków. Psychologowie, którzy badają przypadek kobiety starają się dotrzeć do swej pacjentki w każdy możliwy sposób. Rubin broni przeszłości- woli umrzeć, niż cofnąć się o kilkanaście lat.
Prawda jest taka, że jeśli książka ma klimatyczną, magnetyczną okładkę, to wcale nie trzeba mnie długo namawiać do jej przeczytania. W przypadku utworu Elisabeth Herrmann tak właśnie było- nie dość, że front miły dla oka, to jeszcze ten intrygujący tytuł! Sama nie wiedziałam, czego spodziewać się po Wiosce morderców...
We wstępie do notki nie wspomniałam o bardzo ważnej dla całej fabuły postaci, a mianowicie policjantce Saneli Bearze, kobiecie niezwykle ambitnej. Bohaterka pragnęła przenieść się z wypisywania mandatów do działania w terenie, a sprawa Charlotte Rubin mogła spełnić jej marzenia. Mogła, gdyby... cóż, gdyby ktoś "z góry" chciał dopuścić do głosu zwykłego "krawężnika". Sanela wzięła więc sprawy we własne ręce, bo przecież tak działa dobry policjant, prawda? Niezależnie, czy na co dzień poucza kierowców...
Przyznam, że na początku Wioska morderców nieco mi się dłużyła; winę za to ponosi jednak mój totalny, czytelniczy niechcemisizm (wiem, że mnie za to nie potępicie- przecież też Wam się to zdarza, prawda?). Sunęłam przez kolejne strony krokiem powolnym, wręcz spacerowym; ale, Kochani, do czasu! W pewnym momencie akcja rusza jak z kopyta, dzieje się tyle, że chwilami ciężko nadążyć kto? gdzie? jak? z kim? Pchana ciekawością, jakie znaczenie dla całej sprawy ma rodzinna wioska Charlotte Rubin i psy, coraz bardziej zagłębiałam się w lekturze...
Jestem totalnie zaskoczona tym, co kryła w sobie przeszłość Rubin. Długo po skończeniu książki nie mogłam dojść do siebie. Jednym zdaniem- zupełnie nie spodziewałam się takiego zakończenia! Okazuje się, że nie bez powodu do tej małej, niemal wymarłej wioski pasuje określenie "Wioska morderców". Brrr... powiało grozą!
Pani Herrmann stworzyła utwór, który zatrzymuje uwagę czytelnika na długo. Mimo początkowego zniechęcenia (wyjaśnionego zresztą) nie żałuję, iż sięgnęłam po tę pozycję. A wręcz przeciwnie, bardzo mnie to cieszy! I Was także zachęcam do przeczytania- szok i niedowierzanie gwarantowane.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Prószyński i S- ka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*