piątek, 2 marca 2018

[433] Jacek Potok- 'Moje jezioro Fallen Leaf'

***


Autor: Jacek Potok
Tytuł: Moje jezioro Fallen Leaf
Seria: -
Wydawnictwo: Novaeres
Stron: 432

Marek i Ania ruszyli w podróż życia, mającą nieco naprawić nadwątlone przez długą nieobecność mężczyzny relacje. Ich celem stało się jezioro Fallen Leaf w Kalifornii. Niestety, wycieczka pociągnęła za sobą dziwne wydarzenia, stając się tym samym początkiem końca...
Co mają wspólnego ze sobą utonięcie bez ciała i dziwna, zakapturzona postać? A koszmarne sny Ani... ? Kto i przed czym ostrzega parę?

Mrok, tajemnice oraz postacie nie z tego świata to świetny wabik na kogoś, kto wśród takich książek poszukuje perełek. Dałam się skusić, wiedziona wizją wspaniałej, czytelniczej przygody. A może i odnalezienia kolejnego literackiego skarbu? Nie wszystko jednak poszło po mojej myśli.

Powiedzieć, że ta książka była skomplikowana, to spore niedopowiedzenie. A zaczęło się naprawdę dobrze! Autor przeniósł nas nad malownicze, tytułowe jezioro, a my od razu staliśmy się świadkami tajemniczych wydarzeń. Marek rzuca się na pomoc tonącemu, jednak okazuje się, że widział go wyłącznie on. Nie ma ciała, nie ma śledztwa. Co więc tak naprawdę się stało? Potem było już znacznie gorzej; może to będzie dość schematyczne myślenie jak na kogoś, kto w kolejnych lekturach szuka oryginalności, ale -do czego przyzwyczaili nas różni pisarze- spodziewałabym się, iż ta sprawa nie da Markowi spokoju. Że ruszy tym śladem, próbując dokopać się do rozwiązania. Nawet, jeżeli miało by być nie z tego świata. A tu nagle przenosimy się w inne miejsce, gdzie już autor rozpoczyna rozdział od bossów narkotykowych.

Mamy tutaj trzy historie- tajemniczych wydarzeń nad jeziorem, wspomnianych już bossów narkotykowych oraz późniejszego spotkania Marka z jego przyjacielem, Tomkiem. I owe trzy wątki nijak się ze sobą nie łączą, nie zazębiają- czego również bym się spodziewała. Gdyby to był zbiór opowiadań, to dobrze, może tak być- naturalne, prawda? A z opisu Mojego jeziora... zrozumiałam, że to jedna, wielka historia. Może i wielowątkowa, ale w żadnym elemencie nie łącząca tych trzech wątków w spójną całość, nieść jakiś głębszy sens. A tego nie odnalazłam, choć bardzo się starałam. Raz mamy utonięcie i "metafizyczne" sny kobiety, a zaraz autor przenosi nas w środowisko meksykańskich dilerów, o których już na dalszych kartach książki nie ma ani wzmianki. Potem znowu -jak już wspomniałam- wracamy do Marka, który po dwóch latach chce odnowić kontakt z dawnym przyjacielem, Tomkiem. Potem znowu ta cała przyjaźń niby znaczy dla nich okrutnie wiele (mimo że od jej ponownego nawiązania minęło bardzo niewiele czasu i bohaterowie nie wydają się wobec siebie jakoś specjalnie... otwarci?). A na końcu mamy nawrócenie. 

Podczas lektury zgubiłam się chyba z milion razy w tej mnogości; irytował mnie fakt, że te wątki się ze sobą nie łączą i może jako osobne fragmenty mają sens, ale jako całość... już niezupełnie. Lektura i próby odnalezienia czegokolwiek jedynie mnie zmęczyły. 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novaeres!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*