poniedziałek, 17 grudnia 2012

[051] Nina Reichter- 'Ostatnia spowiedź'


 

Dorwałam się wreszcie internetu, choć nie wiem jak nasza współpraca będzie wyglądać -.-

***




Autor : Nina Reichter
Tytuł : Ostatnia spowiedź
Seria : Ostatnia spowiedź
Wydawnictwo : Novaeres
Stron : 375

Wywiady, błysk fleszy i nieustanne uczucie, że ktoś za Tobą podąża; śpiewasz, choć dobrze wiesz,  że część tekstu jest napisana pod publiczkę- sam/sama od dawna nie czujesz już tego zapału co na początku kariery.
Spóźnienie się na kolejny samolot może być nieco kłopotliwe- nikt nie lubi sterczeć kilka godzin na lotnisku. Brandin Rothfeld jest tego samego zdania; fartem natrafia na jeszcze jedną spóźnialską, Ally Hannigan, z którą spędza cudowne kilka godzin do odlotu.
Dla dwojga to spotkanie odmieni wszystko- czy jednak znajdą w sobie siłę, by mimo przeciwności zaznać szczęścia ?

Bo nigdy nie pozwolę wam patrzeć na mój upadek.

Okładka na żywo wygląda zupełnie inaczej niż ta komputerowa; zastanawiało mnie, czemu w centrum stoi gitarzysta, skoro to wokal jest głównym bohaterem- po przeczytaniu moje spojrzenie na to nieco się odmieniło, wciąż jednak nie jestem pewna, czy jest właściwe...

Dajesz mi siłę, by się nie poddać- myślał on.
Odbierasz mi wiarę... wiarę w to, że cokolwiek jest wartością.- myślała ona.

Każdy z nas ma jakiś ulubiony zespół- w moim wypadku to oczywiście The Rasmus. Uniwersalność "ostatniej spowiedzi" polega na tym, że w miejsce zespołu Bitter Grace, zakochanego do szaleństwa wokalisty Brandina możemy wstawić jakąkolwiek kapelę, zależnie od naszego gustu muzycznego. Nie wiem czemu, ale po przeczytaniu opisu głównego bohatera i jego brata, Toma, jakoś dziwnie skojarzyli mi się z... Tokio Hotel. Czyżby autorka nieco się na nich powzorowała ? ;)

Przypadek sprawia,  że Ally i Brandin natrafiają na siebie; cóż, niejeden już przegapił swój lot i został ukarany dodatkowym czekaniem. Dziewczynie do niczego się nie śpieszy- zmuszona przez rodziców do studiowania w Lyonie, a także do bycia z mężczyzną, do którego nie czuje właściwie nic chce jak najbardziej przedłużyć moment zmiany środowiska; Brade zaś musi znów stanąć na scenie, wbić się w szalony pęd sławy i udawać, że wciąż go to bawi. Spotkanie tej dwójki jest jak najbardziej przypadkowe- Ally nawet nie wie, z kim właściwie rozmawia,a on przezornie nie mówi jej całej prawdy. Szanse na pociągnięcie tej historii są bardzo małe, jednak ... Wokalista nigdy nie traci nadziei i działa. A co dalej ?

Już wiedziała, że uwielbia, kiedy Brade się uśmiecha.

Z całego serca znienawidziłam obleśnego partnera Ally i jej rodziców; nie wyobrażam sobie, że ktoś kierowałby moim życiem w tak dużym stopniu, by zmuszać mnie do bycia z kimś, kto zupełnie do mnie nie pasuje. Cała historia tej przedziwnej miłości jest z jednej strony bardzo wzruszająca i niecodzienna, bliższa jednak zwykłemu człowiekowi niż poderwanie chłopaka-wampira. Z drugiej strony- i tu budzi się we mnie sceptyk- jest tu trochę zbyt melancholijnie, zbyt dużo zostało powiedziane, a nie zrobione. Ally zbyt często się waha, wynajdując sobie najgłupsze na świecie problemy.
Wciąż nie potrafię określić, czemu ta książka tak bardzo mnie wciąnęła, nie pozwalając mi zasnąć; czemu, do cholery, prawie popłakałam się na końcu, jęcząc nad niesprawiedliwym losem karzącym kochanków ?!
Po raz kolejny odkryłam prawdę, jak dużo w życiu mogą namieszać czyjeś złe słowa, wypowiedziane jedynie przez zawiść. Martwiłam się wraz z Brandinem, czy ta miłość wypali. Reasumując, cały czas wspierałam bohaterów duchowo, choć tak na prawdę nie miałam wplywu na ich los.
Duży plus należy się autorce za zakończenie, które do tej pory trzyma mnie w dziwnym zawieszeniu między zachwytem, a pytaniem "Jak ona mogła to zrobić ?! ". Chciałam czegoś zaskakującego i doczekałam się ! Tylko szkoda, że z tych emocji nie potrafię ująć wszystkiego w słowa tak, jakbym chciała ;)

Pytasz, dlaczego płaczę ? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy. A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź.

Serdecznie polecam każdemu czytelnikowi,  żądnemu oddechu od paranormalnych miłości ;)
Już nie mogę doczekać się kolejnych tomów !

Za książkę serdecznie dziękuję Panu Tomaszowi Smykowskiemu z wydawnictwa
Novaeres ;)



9 komentarzy:

  1. Ta historia początkowo była o Tokio Hotel, ale do książki pewne rzeczy (nazwa zespołu, niektóre imiona...) zostały zmienione. Miałaś więc dobre skojarzenie :).
    I z Twoją recenzją się nie zgadzam. Tej książce bardzo dużo brakuje do doskonałości. Jest dobra, ale do zachwytów nad miłością mi wiele brakowało :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy zespół, mówisz? Ciekawe, czy moi ukochani Beatlesi by się nadali. Albo Queen, i Freddie, i wąsy Freddiego!
    Ta książka musi rzucać na czytelników urok, bo lwia część recenzji jest pozytywna, ci jest bardzo rzadko spotykanym zjawiskiem. :D
    Osobiście nie dorwałam jej jeszcze, bo w mojej mieścinie nie ma Matrasa, a w Empiku jej nie widziałam, uh.
    Nie jestem zbyt romantyczna, twardo stąpam po ziemi, ale chyba każda dziewczyna potrzebuje raz na jakiś czas przeczytać romansidło przywracające wiarę w ludzkość na przemian z wyciskaniem z oczu łez.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetna książka. Jest w niej tyle głębi. Przeczytałam ją już dobry tydzień temu, a nadal bez przerwy o niej myślę. Też uważam, że bohaterowie mają mocne charaktery, a jednak przedstawieni są na tyle uniwersalnie, że możesz dopasować, kogo chcesz, więc nic mnie nie obchodzi, kogo autorka miała kiedyś na myśli.
    Ale nadal nie umiem się zdecydować, czy jestem Team Bradin, czy Team Tom...;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jesteś zaskoczona zakończeniem? No coś Ty, przecież w trakcie lektury autorka daje do myślenia i można się domyślić, że tak się to skończy... Czy ja spotkam recenzję, gdzie książka się nie podobała?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaga- wyobraziłam sobie wersję z Freddiem, byłoby ciekawie :D
    vivi22- tak, było powiedziane, aczkolwiek ranny mógł być każdy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś... Nie jestem całkiem przekonana, choć Twoja recenzja nawet mnie trochę zachęciła do przeczytania. Ale nie wiem, zastanowię się :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczny szablon... taki zielony. Lubisz zieleń? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Całkiem mnie zainteresowałaś tą książką, chociaż faktycznie bracia i jeden z nich ma na imię Tom - też mi się z TH kojarzy:)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku !
Jeżeli już straciłeś te kilka minut na wejście na mój blog i przeczytanie chociaż kilku linijek recenzji, to proszę, daj o sobie znać w komentarzu ;)
Miło się czyta czyjeś opinie :-*